1995 - 2011
i dwa i siedem,
na beton zmielony papier
w powierzchnię betonu woda
orzące w materii palce
bruzdy
na zboczu bruzd światło
po ich przeciwnej stronie cień
Tamto działanie, spowodowało odmienne myślenie o sztuce, której jedynym środkiem wyrazu stała się sama materia.
Zmieniająca się w czasie technika, pozwoliła na budowę dowolnych formatów i powstanie pierwszych papierów.
Kiedy to nastąpiło, zostało niewiele z prac, w których faktura pełniła znamiona pracy przez dotyk, czytelniejszy stał się kontakt materii z przestrzenią.
Zrytmizowane bryty nazwano kodami.
Pamiętam z dzieciństwa, jak obserwowałem pyłki włókna ogrzewane słonecznymi promieniami, które unosiły się po rozświetlonej przestrzeni. Dzisiaj drobne włókna wchodzą w skład papierowych struktur. Zmiana materii malarskiej na papierową pozwoliła mi myśleć o sztuce inaczej. Początkowo miały to być podkłady pod akwarele. Ich surowość zmieniła moją ideę i nie chodziło mi już o szukanie w papierze innego sposobu na rysunek, malarstwo czy rzeźbę, [na szukanie atrakcyjności w samej materii,] co jest rzeczą niezwykle prostą, lecz o związek tych wszystkich wartości skupiony w jednym, by móc lepiej wyrazić samo istnienie. Po odłączeniu mas papierowych z płótna, drewna i uwolnienia od ściany, doszła idea, która nie pozwoliła zamykać pracy w jednym obiekcie. Obiekt stał się częścią nieokreślonej całości. Struktury sprowadzane do istoty materii i próby wyeliminowania z niej tego, co zbędne stały się powodem większego skupienia, medytacji i refleksji.
Z czasem mogłem tworzyć papiery o dwustronnej wartości, ze skalą przeciwieństw. Do budowy kodów, wprowadziłem liczbę siedem i dwa. Siódemka, która w swojej symbolice wyraża zupełność i nieskończoność, powielana pełni funkcję modułu. Dwójka od której zaczyna się wielość, tym samym zaś rzeczywistość, wpisuje się w papierowe bryty i równoległe struktury. Dwoistość przeciwieństw określa kierunek, wektor. Skali rozpiętości nie da się zważyć ani zmierzyć, w budowie zatem pośredniczy matematyka i zwykłe odczucie wzrokowe. W zależności od koncepcji, papier może mieć jedną, dwie lub cztery wartości po obu stronach, które przezwyciężam w sposób zdecydowany, wykonując to, co wcześniej zaistniało w wyobrażeniu. Dzieje się tak, ponieważ zmiany dopuszczalne są tylko przed przystąpieniem do realizacji, w trakcie pracy nie odstępuję od wyznaczonej idei. Czasami trwa to całymi latami, aż zbliżę się do planu początkowego.
Włókna biorące udział w budowie struktur, mają swój początek w świecie natury, które w procesie tworzenia papieru nakładam z umiarem. Tekstura włókien jest opozycją bądź filtrem dla światła. Światło gubi się w ich nadmiarze lub przenikając, równoważy przeciwstawne wartości. Im większa głębia, tym większe odejmowanie światła, czerń staje się pełnią, skalą samą w sobie, wyjściem. Wraz z rozciągnięciem czerni światło się z nią jednoczy. W nadmiarze światła czerń się rozprasza, zanika. Biel odbierana w momencie dotarcia do oka fal o wszystkich częstotliwościach jest pełnią jednoczącą światła; sama, nie emitując światła, może być jego próbą, z jego udziałem potęguje swą wartość. Przyczyną i dopełnieniem są tworzące człon pośredni mieszaniny dwóch skrajnych wartości. Przy rozpiętości skali przez różnicowanie włókien powstaje iluzja przestrzeni, której związek z przestrzenią zastaną jest elementem wpisanej w sens kodów idei. W każdym pozornie skończonym kodzie i w świadomości, rodzi się granica i następstwo, zatem kody są zamknięte i otwarte jednocześnie.
Zamknięte przez skrajne wartości, dają się pomyśleć, jako będące jakąś granicą w pojmowaniu początku i końca (krążąc po logicznym okręgu), i kody są otwarte, bo koniec może być następstwem nowego, a początek wyznacznikiem poprzedniej wartości. Intuicyjny kierunek pracy – wektor - to dzieło odbiorcy. Kiedy w trakcie pracy nastąpi potrzeba kontynuacji, gdy zaistnieje powód nowej zasady konstrukcji, rozpoczynam wszystko od nowa i tak każda część, stanowi tylko pewien element całości, wtedy kody stają się jednym złożonym z trojga: dwóch skrajnych - bieli i czerni, i środka ze skalą szarości.
„Arkusz się rozciąga”, a to co widzialne jest tylko przykładem całości do policzenia. W sztuce, podobnie jak w metodologii nauki, przyjąłem zasadę - nigdy się nie zatrzymywać, zawsze można iść dalej. Obszar sztuki własnej jest zamknięty i niedostępny, nie ma w nim nic i nikogo poza własnym sumieniem i intuicją - tylko jego efekt otwiera się na odbiorcę. Jeden ludzki ślad w jaskini, wystarcza, by myśleć o nim, że zawiera i życie, i filozofię. Te pierwsze gesty były najbardziej prawdziwe i tajemnicze, jakby człowiek i materia skały stanowiły jedność. Tej siły wyrazu już nic nie zastąpi, po nich, sztuka wydaje się być dekadencka.
Pierwsza perspektywa sztuki jednoczyła ją z życiem i z samym jego pokonywaniem, i gdyby czuć teraźniejszość, tak jak czuje się przeszłość, być może twórczość byłaby zbędna, a tak jest tylko wartością przygraniczną. Bo kiedy się myśli, że w sztuce przekracza się granicę i tak nadal pozostaje się za nią. Sztuka którą znamy, stała się powodem sztuki dzisiejszej i tego przekreślić się nie da. Język sztuki współczesnej otwiera ją na różne aspekty życia, stosując pewną dowolność. Jaki w nim wymiar ma moja sztuka ? Samoocena stanowi trudność, wyróżnię więc te elementy, które nadają sens mojej pracy.
Perspektywa mojej sztuki skupia się na czasie, przestrzeni, świetle i jego braku. Nie wgłębiając się w zawiłości czasoprzestrzeni, wydaje mi się, że zdarzenia są jedynym sposobem pojmowania czasu, a w podzielonym na części Wszechświecie, odczuwalny jest jego upływ. Ta triada - czas, przestrzeń i światło - wbudowana w nasze myśli, określa sposób w jaki przeżywamy nasze życie. Przeszłość, teraźniejszość i nieobecna przyszłość nadaje sens i tajemnicę naszemu istnieniu. Względność czasu i przestrzeni pozwala wydrzeć największe tajemnice Wszechświata, którego Ziemia jest nieznacznym punktem. Tu, teraz i o tym czasie, i w tej przestrzeni, to wszystko się dzieje, dzięki czemu zmienia się nasza świadomość.
Przy zachowaniu niezmiennego porządku rzeczy, prawdopodobnie pojęcie czasu byłoby zbędne, a tak pojmowanie go, zdeterminowane jest formą jego istnienia. Wszechświat ma nieskończoną skalę czasoprzestrzeni, niezbędną do realizacji wszystkich zjawisk w Nim zachodzących, tak moją skalę określa kod własny. Przyjmuję, że praca kojarzy się z przestrzenią, a może i z czasem, świadomość od niej się uzależnia, projekcje są zależne od poprzednich zdarzeń, które mogą zaistnieć emergentnie, jako nowa wartość, jako nowy parametr czasu. Ale, być może czas z pracy nigdy się nie wyłoni, a przestrzeń zostanie jej próbą. Teraz praca ze swoją statyką nie odzwierciedla takich wymiarów, to obchodzący pracę jest ich przyczyną, wraz z nią staje się dziełem. Może kiedyś stwierdzę, że dalej już pójść nie można, że sam jestem częścią programu, którego skala się wypełniła i sama na powrót będzie częścią natury. I wtedy pomyślę jak wcześniej, o ile granica to miejsce, poza które dane zjawisko nie sięga, to sami nią jesteśmy, o ile wszystko ma swoje granice, to one są też naszymi.
dłoń
klepsydra
usypuje linię
na zboczu linii światło
po przeciwnej stronie cień
i siedem i dwa
Andrzej S. Prokopiuk